sobota, 31 lipca 2010

Rozdział 3 "Wielki Justin Bieber wie że jest palantem!"

7.00. Czas wstać i się szykować. Wygrzebałam się z łózka i podreptałam do łazienki. Umyłam włosy, następnie je wysuszyłam i wyprostowałam włosy. Ubrałam białą bokserkę, szare rurki i białe buty za kostkę. Wstrzyknęłam sobie insulinę i zeszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kanapkę z serem i nalałam sobie mleka do szklanki. Po zjedzeniu wyszłam z domu. Chwile poczekałam na autobus, po czym do niego wsiadłam. Szukałam wolnego miejsca, aż w końcu je znalazłam. Usiadłam przy oknie i oparłam rozpalony z nerwów policzek o zimną szybę autobusu. Po 10 minutach byliśmy na miejscu. Nieśmiało wysiadłam i poczułam na sobie wzrok uczniów, spuściłam głowę i ruszyłam do wejścia. Nie zauważyłam chłopaka wychodzącego ze szkoły i zderzyłam się z nim, co spowodowało upadek kilku książek, które niósł.
- Przepraszam, zagapiłam się – powiedziałam i pomogłam mu zbierać książki.
- Nie szkodzi, nowa ?
- Tak... jestem Kim, miło mi – powiedziałam i podałam mu rękę.
- Mi także, Marco – odpowiedział i lekko się uśmiechnął – zaprowadzić cie gdzieś, pokazać drogę?
- Właściwie to... mógł byś mi pokazać drogę do sekretariatu – powiedziałam lekko zawstydzona.
- No to chodź.
Wstałam z ziemi i ruszyliśmy w stronę sekretariatu. Dałam pani jakieś papiery i udałam się pod klasę od chemii. Miałam ją z Justinem. Gdy wchodziłam do klasy, ktoś podstawił mi haka i zaliczyłam glebę. Wszyscy się śmiali w najlepsze. A w końcu klasy zobaczyłam Justina i jego przyjaciół. Jeden z nich podstawił mi haka i teraz śmieli się najgłośniej z klasy. Spojrzałam mu w oczy, pokręciłam głową i usiadłam na wolnym miejscu koło jakiegoś plastica. Lekcja minęła bez większych problemów, później jeszcze tylko historia i angielski i przerwa na lunch. Weszłam do stołówki i wzięłam tacę na jedzenie. Nałożyłam surówki i wzięłam sobie fantę. Odwróciłam się i plask! Na mojej ulubionej bluzce wylądował tłusty kotlet który zostawił po sobie duży ślad. Usłyszałam śmiechy i wyrzuciłam zawartość tacy kodo kosza i wzięłam sobie tylko fantę. Wybiegłam ze stołówki i po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Wyszłam ze szkoły i udałam się na boisku szkolnym. Usiadłam na skarpie z której rozciągał się widok na cały teren szkoły. Zaczęłam płakać i skuliłam się w kulkę jak embrion.
- Kim...? - to Marco
- Cześć – powiedziałam załamanym głosem, otarłam twarz z łez i wysiliłam się na blady uśmiech.
- Sprawka Biebera?
Kiwnęłam głową i ponownie się rozpłakałam.
- Od niedawna nie przepadamy za sobą... kiedyś był inny. Sława go zmieniła i nie tylko. Towarzystwo i w ogóle.
- Jak to?
- Kiedyś jak urządziłem imprezkę, taką bez alkoholu i tak dalej. Zjawiła się policja i przeszukali dom czy nie mamy alkoholu. Znaleźli 10 butelek czystej, była to sprawka kolegi Justina. Od tej pory mamy ze sobą na pieńku.
- Aha, teraz wszystko rozumiem.
Wstaliśmy i poszliśmy na lekcje. Minęły mi dość szybko więc z ulgą wyszłam ze szkoły. Niestety, przy bramie stał Justin ze swoją „sforą”.
- U... brudasek ! - krzyknął jakiś chłopak średniego wzrostu
- Mogę przejść?
- Poproś to cię przepuścimy ! - odezwał się kolejny. Justin tylko się temu przyglądał.
- Justin... - szepnęłam. I znowu ten grymas.
- Oh Justin, Justin. - kpił jakiś wysoki chłopak
Wkurzona do granic możliwości zaczęłam się przepychać przez nich ale bez skutku. Ze złości zapomniałam o insulinie! Zrobiło mi się zimno i słaba oparłam się o murek. Jak na zbawienie, z budynku szkoły wyszedł Marco.
- Marco..! - powiedziałam bardzo cicho. Chyba mnie usłyszał bo skierował głowe ku mnie.
- Kim, co ci się stało ?!
- Masz coś słodkiego? - spytałam już na resztkach sił.
- Mam, batona. Proszę. - powiedział, a ja pośpiesznie otworzyłam go i ugryzłam wielki kęs.
- Dziękuję... - powiedziałam i podniosłam się z ziemi.
- A wy co ?! - krzyknął Marco
- Co stać sobie nie mogę? - spytał się najwyższy koleś z grupki.
- Można, możemy przejść?
- Proszę. - powiedział kpiąco kolega Justina i nas przepuścił. Ruszyłam z Marco w stronę mojego domu. Po 20 minutach byliśmy na miejscu.
- No to do jutra – powiedziałam i odwróciłam się
- Hej
Weszłam do domu, i zrobiłam sobie obiad. Zjadłam i poszłam do pokoju odrobić lekcję. Cały czas było mi przykro, przez to jak Justin się zachowuje. Tak, nie myliłam się. Justin Bieber to tylko rozpieszczona gwiazda. Usłyszałam dźwięk dzwonka więc zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Justina w progu.
- Cześć Kim – powiedział i przybliżył swoją twarz do mojej. W porę się odsunęłam i poczułam pod powiekami łzy, po policzku spłynęła mi jedna łza, a później kolejna, i kolejna.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! - krzyknęłam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Pobiegłam do pokoju i oparłam się o ścianę. Osunęłam się powoli i płakałam dalej.
Oczami Justina.
Ma rację – myślałem. Jestem nie w porządku. Kocham ją, a teraz ona mnie nienawidzi. Wszystko spieprzyłem ! Muszę jej to wyjaśnić. Muszę się zmienić dla Kim. Dla mojej Kim. Usłyszałem pukanie do drzwi i do mojego pokoju wszedł Chris.
- Stary, jesteś palantem!
- Wiem...
- Wiesz?! O, a to nowość wielki Justin Bieber wie że jest palantem! Człowieku, ona cię nienawidzi! Musisz z tym skończyć! Inaczej stracisz ją na dobre. Przemyśl to poważnie, bo Kim to wspaniała dziewczyna. Masz szansę, ale możesz ją szybko stracić takim zachowaniem. - powiedział i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Zostałem sam.


Mamy 3 :D
Cieszycie się ?
Chcem wam bardzo podziękować za komentarze do poprzedniego rozdziału, oby tak dalej :)
Następny w czwartek :]
Do zoba.

piątek, 30 lipca 2010

Rozdział 2 "Krzywe spojrzenie. Zabolał ten gest..."


Christian Beadles - Chłopak o bardzo wesołym uosobieniu, ma 15 lat, najlepszy przyjaciel Justina. Fascynuje się jazdą na desce i muzyką.

Oczami Kim.
Obudziłam się grubo po 11. Byłam zmęczona, ale i szczęśliwa. Był przy mnie Justin. Ale chwila, już go nie ma ?! Wstałam z łóżka bardzo szybko przez co zakręciło mi się w głowie. Podparłam się o blat biurka i zobaczyłam karteczkę. Uśmiechnęłam się. - Od Justina – pomyślałam. Wzięłam karteczkę i zaczęłam czytać jej treść.
Jestem u siebie, przykro mi że nie mogłem przy tobie zostać. Całusy, Justin.
Wzięłam karteczke i włożyłam ja do szuflady od biurka. Poszłam do łazienki, wzięłam odświeżający prysznic, wysuszyłam i ułożyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż i ubrałam się w To.
- Kim, śniadanie ! - usłyszałam krzyk mamy dochodzący z kuchni. Obejrzałam się w lustrze i zeszłam na dół. Z daleka poczułam kuszący zapach naleśników.
- Ym... naleśniki – powiedziałam z uśmiechem
- Proszę – powiedziała mama i podała mi talerz z naleśnikami.
- Dzięki – powiedziałam i zaczęłam się zajadać.
- Kochanie, zbliża się rozpoczęcie roku szkolnego i czas zapisać cię do szkoły. - powiedziała mama.
- Wiem, wiem, zapisz mnie do najbliższego Liceum, tam chodzi Justin - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
- Jak, chcesz. Dzisiaj wszystko załatwię. A ty jak możesz to wybierz się do centrum po zakupy. Wiesz, ciuchy i tak dalej.
- Dobra, no to ja lecę – wstałam od stołu, wzięłam od mamy pieniądze. Chwyciłam deskę i wyszłam z domu. Centrum było położone 400 metrów od mojego domu, więc dojazd tam zajął mi niecałe 10 minut. Wzięłam deskę pod pachę i weszłam do centrum. Mój pierwszy cel, reebook. Kupiłam sobie różową bluzę z białym napisem Reebook, biało-niebieskie buty za kostkę i torbę. Teraz Puma. Tam kupiłam tylko jedną bluzkę z różowymi napisami na białym tle. Obeszłam jeszcze kilka sklepów z odzieżą ale nic ciekawego nie zobaczyłam. Kupiłam sobie jeszcze kilka zeszytów i piórnik. Zmęczona, wróciłam do domu. Odłożyłam torby i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, zamknęłam oczy i po kilku minutach zasnęłam.
Oczami Justina.
- Justin !! - krzyknął Christian.
- Czego?! - spytałem się wściekły, że Beadles przerywa mi pisanie nowego kawałka. Usłyszałem pukanie do drzwi. Westchnąłem i odpowiedziałem:
- Proszę.
Do pokoju wlazł cały rozpromieniony Chris.
- Nie uwierzysz! Kim będzie chodzić z nami do szkoły, super, nie ?! - krzyczał Christian
- No fajnie, a teraz wynocha jestem zajęty
Kątem oka zobaczyłem jak Chris strzela głupie miny a później wychodzi z pokoju.
- Nareszcie chwila spokoju – pomyślałem i powróciłem do gry.
Oczami Kim (3 godziny później)
Która godzina? - pomyślałam sobie. Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i spojrzałam na zegarek. 20 już ?! Wstałam z łóżka i poszłam na dół. Wzięłam jabłko i wróciłam do swojego pokoju. Zjadłam je i poszłam się umyć. Osuszyłam się, ubrałam w piżamę i położyłam się na łóżku. Wzięłam książkę do ręki i zaczęłam czytać. Nawet nie zauważyłam jak Morfeusz porwał mnie do krainy snów. Śnił mi się mój pierwszy dzień w szkole. Było tragicznie, wszyscy mi dokuczali. O zgrozo, dostałam kotletem na stołówce ! Jeszcze tylko tydzień...
(Tydzień później)
Przez cały poprzedni tydzień spędzałam czas z Justinem, albo przed telewizorem. Czasami coś grałam i śpiewałam, ale nie za bardzo mi szło. Teraz siedzę w samochodzie mamy, ubrana w szarą sukienkę bez ramiączek, nałożoną na białą koszulę z długim rękawem. Do tego buty na małym obcasie. Podjechałyśmy pod budynek szkoły i wysiadłyśmy z samochodu. Wlazłyśmy do środka i wzrokiem zaczęłam szukać Justina. Odnalazłam go i uśmiechnęłam się do niego ciepło. Zamiast uśmiechu otrzymałam tylko krzywe spojrzenie. Zabolał ten gest. Odwróciłam się i wróciłam do mamy.
- Kochanie tam jest twoja nowa nauczycielka – powiedziała i wskazała na niską, średniego wieku kobietę. Kiwnęłam głową i udałam się we wskazanym przez mamę kierunku. Niestety chodzę do klasy z Justinem. Póki nie wyjaśnię tego o co chodziło Justinowi, wcale nie cieszę się z faktu że chodzę z nim do klasy. Cała uroczystość trwała pół godziny. Później odebraliśmy książki i plany lekcji i każdy udał się do domu. Gdy wyszłyśmy z budynku szkoły udałyśmy się na lody. Zamówiłam sobie pistacjowe i cytrynowe, a mama bakaliowe i tiramisu. Po zjedzeniu udałyśmy się do domu. Spakowałam wszystkie książki potrzebne na jutro i wyszłam na balkon. Od razu skierowałam wzrok na okno Justina. Widziałam że siedzi na łóżku, z twarzą przykrytą rękami. Przed nim stał powinien chłopak, który energicznie gestykulował do Justina i krzyczał. Pewnie jego przyjaciel – pomyślałam. Zastanawiałam sobie o czym mogą rozmawiać. Usiadłam w fotelu i zaczęłam brzdąkać na gitarze. Po pewnym czasie zrobiło mi się zimno. No tak ! Zapomniałam ! Ostatkami sił doszłam do łazienki, z półki wzięłam insulinę i wstrzyknęłam ją sobie w brzuch. O tak, od razu lepiej – pomyślałam. Tak... jestem chora, nieuleczalnie. Na cukrzycę. Choruję od 5 roku życia. Zaczęło się od wypadku w którym zginął mój ojciec. Poczułam łzy w oczach, przetarłam pojedynczą łzę na moim policzku i wstałam z podłogi w łazience. Poszłam pod prysznic i położyłam się do łóżka. Tak, to już jutro – pomyślałam – pierwszy dzień w nowej szkole, brr !. Po tej myśli zasnęłam.


No udało mi się dodać nowy rozdział, następny chyba w środę. A więc do środy, komentujcie, proszę. Całusy ;]

czwartek, 29 lipca 2010

Rozdział 1 - " Jego ulubione miejsce"

To nie był dom... to... to była willa !!
- To... to.. nasz dom?!
- Tak kochanie
- Ja pierniczę!
Dom wyglądał jak z filmu, prędko weszłam do domu i normalnie zamarłam. Wszystko było super nowoczesne, bez porównania do naszego starego domu.
- Bomba ! - krzyknęłam i puściłam walizkę. Wbiegłam po schodach i zaczęłam szukać swojego pokoju. Trochę zajęło mi szukanie go, ale w końcu go znalazłam. Był przestronny i miał wiele jasnych kolorów. Dodatkowo miał jeszcze łazienkę. Zbiegłam po schodach i rzuciłam się mamie na szyję.
- Dziękuję, pokój jest niesamowity !
- Bardzo się cieszę, a teraz proszę, uspokój się troszkę i zacznij się wypakowywać.
- Okej, już lecę !! - krzyknęłam i już mnie nie było.
Wypakowałam swoje torby i kartony i poszłam do łazienki się odświeżyć po podróży. Ubrałam się w piżamę i poszłam do mojego ciepłego łóżka.

Obudziłam się o 11.43, byłam bardzo zaskoczona tym że spałam tak długo. Przeciągnęłam się i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, wysuszyłam dokładnie głowę i wyprostowałam włosy. Ubrałam się w To i zeszłam na śniadanie.
- Witaj śpiąca królewno, jak się spało?
- Niesamowicie !! Dzisiaj mam zamiar odpoczywać – powiedziałam i wzięłam jabłko. Po zjedzeniu, wróciłam do swojego pokoju, wzięłam gitarę i poszłam na balkon. Usiadłam w fotelu i zaczęłam sobie pogrywać i nucić swoją piosenkę. Gdy już znalazłam rytm zaczęłam śpiewać i grać. Cały czas patrzyłam się w struny instrumentu, aby się nie pomylić.
- Świetna melodia ! - usłyszałam znajomy mi głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam Jastina Biebera, nie byłam jego fanką, bardziej jego muzyki, no ale jego widok mnie zaskoczył.
- Ehm... dzięki... Mieszkasz tu?
- Tak, jestem...
- Tak, tak, wiem Justin Bieber. Jestem Kim. Dopiero się tu przeprowadziłam.
- To chodź pokażę ci okolicę.
Co?! Justin Bieber chce pokazać mi okolicę Toronto?! Nie mogę normalnie !
- Okej, zaraz będę pod twoim domem okej?
- Spoko, no to do zobaczenia za chwilę – powiedział i posłał mi swój nieziemski uśmiech.
Uśmiechnęłam się pod nosem i opuściłam balkon. Ubrałam buty na koturnach i powiedziałam mamie że wychodzę. Wyszłam z domu i udałam się pod dom Justina.
- Cześć, Kim
- Hej.
Boże te jego oczy... - pomyślałam sobie – można w nich utonąć normalnie.
- To gdzie mnie zabierasz – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Niespodzianka – powiedział i uśmiechnął się szeroko.
- O nie ! Nie cierpię niespodzianek ! - powiedziałam i zrobiłam obrażoną minę. Oczywiście tylko udawałam. W głębi duszy bardzo się cieszyłam.
- Trudno – powiedział i uśmiechnął się. Jejku czy on umie się tylko uśmiechać?! Nie ważne, ważne że robi to nieziemsko ! Szliśmy sobie przez miasto, śmiejąc się i wygłupiając. Wiele rzeczy dowiedziałam się o Justinie. Lubi spagetti, kocha psy i delfiny. Jego ulubiony kolor to zielony i niebieski. I wiele innych rzeczy. Zabrał mnie najpierw na plażę, gdzie spacerowaliśmy, później w jego ulubione miejsce, niedaleko plaży, na wzgórzu gdzie rośnie wysoka trawa i kilka bardzo ładnych kwiatów. Usiedliśmy tam i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
- Proszę. - Justin zerwał kwiatka i podał mi go.
- Dziękuję – powiedziałam i przytuliłam się do niego. Trochę zaskoczony tym gestem odsunął odemnie głowę, ale zaraz potem odwzajemnił uścisk. Justin obiął mnie w pasie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Siedzieliśmy tak i oglądaliśmy piękny zachód słońca. Właściwie to był najpiękniejszy zachód słońca jaki widziałam. Wstałam, i klepnęłam w ramię Justina.
- Berek ! - krzyknęłam i zaczęłam mu uciekać. Od zaraz wstał i ruszył w pogoś za mną. Gdy już był co raz bliżej mnie, opadłam na piasek śmiejąc się. Justin kucnął koło mnie i zaczął mnie łaskotać.
- Justin, Justin, nie !! - krzyczałam i śmiałam się jednocześnie.
- O nie, teraz cię nie puszczę !! - powiedział i dalej mnie łaskotał. Jak skończył przybliżył swoją twarz do mojej. Zrobiło mi się ciepło. Poczułam jego miękkie usta na moich. Czułam jego perfumy, ciało i jego ciepły oddech na szyi. Odsunął twarz i uśmiechnął się niepewnie. Przytuliłam się do niego i uśmiechnęłam się szeroko.
- Chodź, Kim. Czas wracać. - powiedział Justin i wyciągnął dłoń ku mnie. Chwyciłam ją i wracaliśmy do mojego domu trzymając się za ręce. Pożegnałam się z nim całusem przed moim domem i weszłam do środka.
- Co to za chłopak, z którym się całowałaś ? - spytała mama z uśmiechem
- Ten... no... Justin Bieber – powiedziałam i spuściłam głowę w dół, lecz uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ten Justin Bieber?! Ta gwiazda?
- Tak, to on. Mieszka obok nas.
- Lubisz o, prawda ?
- Tak i to bardzo- powiedziałam i uśmiechnęłam się
- Cieszę się, no idź już spać, późno ju z
Kiwnęłam głowa i poszłam do pokoju. Umyłam się i przebrałam się w piżamę. Położyłam się do łóżka, lecz nie mogłam zasnąć, cały czas myślałam o Justinie.

Oczami Justina
Leżę w łóżku już chyba z dwie godziny. Która to godzina? 1:12, kurczę ! Nie mogę przestać myśleć o Kim. Jest niesamowita. Nie taka jak inne dziewczyny. Jest miła, radosna i szczera... Ciekawy jestem czy ona też o mnie myśli... Wstałem z łóżka i poszedłem na balkon. I zobaczyłem ją. Kim siedziała zamyślona i wpatrzona w niebo na fotelu.
- Kim... - powiedziałem jak najciszej mogłem. Kim wstała i oparła się o barierki balkonu.
- Justin... - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Nie śpisz jeszcze?
- Nie, nie mogę spać...
- Ja tak samo..
- Chodź do mnie – powiedziała
- Mówisz serio? - spytałem się, a ona tylko kiwnęła głową
- To zaraz u Ciebie będę – powiedziałem i wróciłem do pokoju. Wyszedłem z domu po cichu i podszedłem pod dom Kim. Nacisnąłem cicho na klamkę a ta się otworzyła. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi.
- Kim... - szepnąłem, a ta jak na zawołanie pojawiła się na schodach
- Chodź – powiedziała do mnie. Wszedłem po schodach i udałem się do jej pokoju. Ona położyła się na łóżku i zrobiła mi miejsce. Położyłem się a ona się we mnie wtuliła. Rozmawialiśmy trochę i po jakimś czasie ona usnęła, a ja jakiś czas po niej.
Obudziłem się o 6:57 i po cichu wygrzebałem się z łóżka. Zostawiłem Kim kartkę na biurku, że już poszedłem do siebie. Pocałowałem ją na pożegnanie i wyszedłem cicho zamykając drzwi.


No i mamy pierwszy rozdział :)
Jestem z niego bardzo zadowolona :)
Następny rozdział nie wiem kiedy ponieważ nie mam dostępu do internetu i prawdopodobnie będę miała dopiero pod koniec przyszłego tygodnia. Licze na komentarze. Całusy :** Do następnego.

wtorek, 27 lipca 2010

Prolog

Zanużam się pod wodę i zaczynam płynąć zwrotnym tempem. Przy ściance po drugiej stronie basenu robię przewrót i płynę w przeciwnym kierunku. Słyszę krzyki i dopingi. Mobilizuje mnie to do działania. Trochę przyśpieszam i byłam już coraz bliżej ścianki. Dotknęłam ja dłonią, wynurzyłam się z wody i podniosłam rękę do góry. Ludzie zaczęli wiwatować. Odszukałam wzrokiem moją mamę i uśmiechnęłam się do niej ciepło.Wyszłam z basenu i zajęłam miejsce koło niej. Teraz pozostało tylko czekać na wyniki.
- Będzie mi tego brakowało... - powiedziałam smutnym głosem
0- Nie martw się – pocieszała mnie mama – przecież w Toronto też będziesz mogła pływać dalej
- Wiem... ale to nie to samo...
Na środek wyszedł sędzia, zwyciężczynią zostaje Kim Hamilton, wielkie brawa. Odebrałam złoty medal i podeszłam do fotografa, a on zrobił mi kilka zdjęć do gazety. Poszłam się wysuszyć, ubrać i razem z mama poszłam na pizzę świętować zwycięstwo. Przy okazji ustalałyśmy nasz wyjazd do Kanady.
- Nie bój się, dasz sobie radę. - powiedziała i się uśmiechnęła
Kiwnęłam tylko głową i wróciłam do jedzenia pizzy.
- Mówiłaś już o tym..
- Tak mówiłam mu o moim wyjeździe
- I jak to zniósł
- Był strasznie smutny, nie za bardzo widziałam jego twarz bo nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy. Były takie przepełnione bólem, smutkiem... - powiedziałam i w moich oczach ukazały się łzy. - Zerwaliśmy, i postanowiliśmy pozostać przyjaciółmi – uśmiechnęłam się blado i spuściłam głowę
- Chcesz się jeszcze z nim zobaczyć przed wyjazdem?
- Nie... już... się pożegnaliśmy...
Mama tylko kiwnęła głową. Zapłaciła rachunek i wyszłyśmy. W domu tylko się odświeżyłyśmy i pojechałyśmy taksówką na lotnisko. Musiałyśmy wyjechać do Toronto, do mojego ojca. Znalazł tam dobrze płatną pracę i rodzice postanowili że ja z mama przyjedziemy do niego na stałe. Na lotnisku było mnóstwo ludzi. Pokazałyśmy nasze bilety i czekałyśmy na samolot.
- Pasażerowie lotu Miami-Toronto(Kanada) proszeni są o udanie się do samolotu.
Powtarzam...
Wziąłyśmy nasze bagaże i udałyśmy się na pokład.
- Prosimy zapiąć pasy, zaraz startujemy.
Posłusznie z mama zapiąłyśmy pasy i samolot uniósł się ponad ziemię.
Lot szybko mi zleciał, ponieważ spałam. Na lotnisku czekał na nas ojciec. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Wsiedliśmy do dużego,czarnego,terenowego samochodu i pojechaliśmy do naszego nowego domu.


Pierwszy rozdział dodam już za 3 dni :)
Proszę komentujcie :)

Wstęp.

Witam, was.
Na tym blogu będę prowadzić moje drugie opowiadanie. Niedługo dodam spis bohaterów.
A i na tym blogu, rozdzia . ły nie będą co dwa, trzy dni tylko co tydzień, może co pięć dni, nie wiem dokładnie. Teraz rozdziały będą długie i dopracowane. To tyle.